Po długiej walce z Klaudunią, mogę to śmiało powiedzieć. Udało się.
Wygrałyśmy walkę ze strachem przed przedszkolem i nowym otoczeniem. Jej proces adaptacyjny trwał dość długo. Klaudusia nie choruje. Zdarza jej się tylko jakiś katar, ale szybko go zwalczamy. Niestety kiedy nadeszły Święta, a z nimi przerwa świąteczna w przedszkolu (oczywiście nieobowiązkowa), powstał problem. Ponieważ starsza córka miała przerwę w szkole, postanowiłam, że i młodsza troszkę odsapnie, odpocznie, odstresuje się. Poza tym nie mogłam dopuścić do tego by jedno dziecko odpoczywało a drugie i to młodsze przeżywało stres w przedszkolu. Postanowiłam obu zrobić labę. Pech chciał, że Klaudusia w trakcie przerwy świątecznej dostała kataru. Zostawiłam ją więc w domu aby ten najgorszy czas minął, bo przecież z infekcją nie powinno dziecko pójść do przedszkola, a w dodatku dziecko źle się wtedy czuje. Nawet dorosłemu katar potrafi nieźle uprzykrzyć życie. Po kilku dniach, czyli w sumie prawie 10 dniach nieobecności w przedszkolu (licząc też weekendy), Klaudusia miała problem z rozstaniem. Miałam wrażenie, że wszystko wraca. Płakała przy rozstaniu a mi serce pękało.
Szybko jednak Pani sprowadziła mnie na ziemię mówiąc, że jest super. Mała płacze tylko dopóki jestem. Jak tylko zamykam drzwi, dziecko zaczyna się bawić. Minęło kilka takich dni i Klaudusia wchodzi z uśmiechem do sali. Nie płacze. Nie pyta, czy przyjadę szybko. Jest uśmiechnięta i radosna. Niczego więcej mi nie trzeba.
Jest nas czworo. nasz model to 3+1. W jego składzie jestem ja, prawie 7 letnia Niki, niespełna 2,5 roczna Klaudusia i nasz rodzynek, czyli mój mąż. Jaka jestem? Szczęśliwa, spełniona, niejednokrotnie nieziemsko zmęczona, czasem roztargniona. Cała ja. Niech ten blog będzie skróconym zbiorem tego, co dla mnie w życiu ważne, co nadaje memu życiu sens. Skąd tytuł? Klaudunia kiedy zaczęła mówić, wciąż powtarzała swoją wyliczankę: "...Niunia be, Tata be, Dziadzia be, Babcia be, Mama be nie..." .