Tymczasem pakowanie…
Będąc dzieckiem zawsze byłam dokładna i
poukładana. W pewnych kwestiach oczywiście.
Zawsze, kiedy zbliżały się wakacje, miesiąc wcześniej byłam już spakowana.
Dzięki temu miałam jeszcze trochę czasu na to, by przemyśleć co jeszcze
ewentualnie dopakować a co wyjąć. To pozostało mi do dziś. Nie lubię pakować
się na ostatnią chwilę. Tym bardziej, jeśli jadę z dziećmi.
W mojej głowie tysiące myśli. Myślę w
pracy, myślę w nocy. Myślę, co zabrać. Sierpień nie należy do miesięcy upalnych
więc muszę być gotowa na wszystko, tym bardziej, że jedziemy w góry. Poza tym
nie wiadomo jaka będzie pogoda, więc pranie może nie wyschnąć. Nie ma więc co
liczyć że cokolwiek przepiorę. Poza tym dzieci a to poleją się sokiem, a to
pobrudzą, a to przewróci się któraś i zrobi dziurę w ubraniu. Czasem trzeba je
przebierać kilka razy dziennie. Biorę więc tyle, by starczyło bez prania.
W noc poprzedzającą wyjazd nie
spałam. Rzuciłam okiem na komórkę i spojrzałam na prognozę pogody w Krynicy.
Podają deszcz i ochłodzenie. Zerwałam się więc na równe nogi i dopakowałam
jeszcze ciepłe polary dziewczynkom, kurtki przeciwdeszczowe i spodnie, w razie
czego parasole i osłonę przeciwdeszczową na wózek. Wróciłam do łóżka i myślę
sobie „śpij, wzięłaś już wszystko, niewiele w szafach zostało”. Zasnęłam po godzinie
4 pewna, że jestem gotowa na każdą pogodę. Buty sandałki, adidaski, koszulki na
ramiączkach i polary itd. Końca wyliczanki nie widać a walizka nie jest aż tak
elastyczna.
A najgorsze jest pamiętanie o szczegółach ale jakże ważnych:
Na wypadek choroby czy upadku:
- woda utleniona,
- plastry z opatrunkiem na
wypadek upadku i skaleczenia np. kolana ( u nas akurat plastry idą jak świeże
bułeczki, bo Klaudia ma fazę wymyślania sobie ran i klei plastry gdzie
popadnie, nawet na czoło),
- syrop przeciwbólowy i
przeciwgorączkowy, - tabletki do ssania na gardło (przy takiej ilości lodów, jakie tego lata pochłania Nikolka to wszystkiego mogę się spodziewać. A jak boli gardło, to jest i gorączka. Aż się boję.)
Do użytku codziennego:
- wózek dla Klaudusi (Klaudia
podobnie jak Nikolka kiedy była mała, nie znosi siedzenia w wózku, ale łudzę
się, że jak się zmęczy, to usiądzie. Ja w każdym razie z chęcią bym usiadła i
dała się pchać.),
- kosmetyki dziecięce (własne,
ulubione gąbki do mycia, grzebienie, żel do kąpieli, balsam, płyn do
rozczesywania włosów dla Nikolki, bez którego jej zdaniem ani rusz krem do rąk itp.)
- pieluchy, chusteczki
nawilżające, zasypka (Klaudia ma przeszło 2 latka ale jakoś leniwa jest w
kwestii załatwiania potrzeb w kibelku, kończy się na bezczynnej nasiadówce,- nakładka na deskę sedesową dla dziecka (na wypadek gdyby tak Klaudusia nagle doznała olśnienia i zaczęła wołać)
- niezbędnik turystyczny (nitka,
igła, guzik), na wypadek, gdyby trzeba było pobawić się w krawcową,
- sztućce i naczynia dziecięce
ulubione przez maluchów ( Nikolka zestaw z Frozen, Klaudusia z Myszką Minnie,
- blender do zmielenia dania
jeśli dziecko nie lubi niektórych potraw jeść w całości,
- czajnik elektryczny jeśli w
domu wczasowym nie ma na wyposażeniu,- ręczniki i stroje kąpielowe na basen,
Do tego wszystkiego jeszcze
walizki dzieci – każda z dziewczynek ma swój plecak na kółkach i pakuje do
niego sama swoje cenne rzeczy. Tu
znalazły się podusie, misie Przytulanki, blok rysunkowy, kredki i długopis. Do
tego 2 razy hulajnoga, rolki, kaski, ochraniacze.
Samochód wersja kombi ale
bagażnik pęka w szwach.Wyjazd na niespełna 2 tygodnie a bagaże jak na co najmniej 2 miesiące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz