środa, 24 sierpnia 2016

Na wakacje z dzieckiem, czyli co ze sobą zabrać jadąc na wakacje.


Tymczasem pakowanie…

       Będąc dzieckiem zawsze byłam dokładna i poukładana. W pewnych kwestiach oczywiście. Zawsze, kiedy zbliżały się wakacje, miesiąc wcześniej byłam już spakowana. Dzięki temu miałam jeszcze trochę czasu na to, by przemyśleć co jeszcze ewentualnie dopakować a co wyjąć. To pozostało mi do dziś. Nie lubię pakować się na ostatnią chwilę. Tym bardziej, jeśli jadę z dziećmi.

      W mojej głowie tysiące myśli. Myślę w pracy, myślę w nocy. Myślę, co zabrać. Sierpień nie należy do miesięcy upalnych więc muszę być gotowa na wszystko, tym bardziej, że jedziemy w góry. Poza tym nie wiadomo jaka będzie pogoda, więc pranie może nie wyschnąć. Nie ma więc co liczyć że cokolwiek przepiorę. Poza tym dzieci a to poleją się sokiem, a to pobrudzą, a to przewróci się któraś i zrobi dziurę w ubraniu. Czasem trzeba je przebierać kilka razy dziennie. Biorę więc tyle, by starczyło bez prania.

W noc poprzedzającą wyjazd nie spałam. Rzuciłam okiem na komórkę i spojrzałam na prognozę pogody w Krynicy. Podają deszcz i ochłodzenie. Zerwałam się więc na równe nogi i dopakowałam jeszcze ciepłe polary dziewczynkom, kurtki przeciwdeszczowe i spodnie, w razie czego parasole i osłonę przeciwdeszczową na wózek. Wróciłam do łóżka i myślę sobie „śpij, wzięłaś już wszystko, niewiele w szafach zostało”. Zasnęłam po godzinie 4 pewna, że jestem gotowa na każdą pogodę. Buty sandałki, adidaski, koszulki na ramiączkach i polary itd. Końca wyliczanki nie widać a walizka nie jest aż tak elastyczna. A najgorsze jest pamiętanie o szczegółach ale jakże ważnych:

Na wypadek choroby czy upadku:

- woda utleniona,
- plastry z opatrunkiem na wypadek upadku i skaleczenia np. kolana ( u nas akurat plastry idą jak świeże bułeczki, bo Klaudia ma fazę wymyślania sobie ran i klei plastry gdzie popadnie, nawet na czoło),
- syrop przeciwbólowy i przeciwgorączkowy,

-  tabletki do ssania na gardło (przy takiej ilości lodów, jakie tego lata pochłania Nikolka to wszystkiego mogę się spodziewać. A jak boli gardło, to jest i gorączka. Aż się boję.)

Do użytku codziennego:

- wózek dla Klaudusi (Klaudia podobnie jak Nikolka kiedy była mała, nie znosi siedzenia w wózku, ale łudzę się, że jak się zmęczy, to usiądzie. Ja w każdym razie z chęcią bym usiadła i dała się pchać.),
- kosmetyki dziecięce (własne, ulubione gąbki do mycia, grzebienie, żel do kąpieli, balsam, płyn do rozczesywania włosów dla Nikolki, bez którego jej zdaniem ani rusz krem do rąk itp.)
- pieluchy, chusteczki nawilżające, zasypka (Klaudia ma przeszło 2 latka ale jakoś leniwa jest w kwestii załatwiania potrzeb w kibelku, kończy się na bezczynnej nasiadówce,

- nakładka na deskę sedesową dla dziecka (na wypadek gdyby tak Klaudusia nagle doznała olśnienia i zaczęła wołać)

- niezbędnik turystyczny (nitka, igła, guzik), na wypadek, gdyby trzeba było pobawić się w krawcową,
- sztućce i naczynia dziecięce ulubione przez maluchów ( Nikolka zestaw z Frozen, Klaudusia z Myszką Minnie,

- blender do zmielenia dania jeśli dziecko nie lubi niektórych potraw jeść w całości,
- czajnik elektryczny jeśli w domu wczasowym nie ma na wyposażeniu,

- ręczniki i stroje kąpielowe na basen,

 Do tego wszystkiego jeszcze walizki dzieci – każda z dziewczynek ma swój plecak na kółkach i pakuje do niego sama swoje cenne rzeczy.  Tu znalazły się podusie, misie Przytulanki, blok rysunkowy, kredki i długopis. Do tego 2 razy hulajnoga, rolki, kaski, ochraniacze.
Samochód wersja kombi ale bagażnik pęka w szwach.
Wyjazd na niespełna 2 tygodnie a bagaże jak na co najmniej 2 miesiące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz